Chciałam aby motywem przewodnim tego tekstu były pozaprzyrodnicze ciekawostki Lanzarote, ale w takim miejscu od przyrody nie sposób uciec. Zacznę jednak pokrętnie, bo od architektury. Jak już pisałam, wyspa jest niejako zaprojektowana- budynki muszą spełniać wymogi określone przepisami prawa. Nie jest to przypadek, a autorem tego pomysłu oraz jednym z najważniejszych ludzi w historii wyspy był artysta Cesar Manriqe. Urodzony w Arrecife- stolicy wyspy, przez całe życie związany z Lanzarote. To właśnie jemu zawdzięczamy zachowanie tradycyjnej architektury tego miejsca oraz większość atrakcji wyspy. Atrakcją, od której chciałabym zacząć ten tekst jest ogród kaktusów. Rosną tu gatunki kaktusów z całego świata, które przywiózł lub otrzymał od znajomych Manrique.
W ogóle kaktusów jest na Lanzarote sporo. Jest to jedna z tych rzeczy, z którą wyspa będzie mi się już zawsze kojarzyć. Ale rosną tu nie tylko kaktusy. Choć warunki sprzyjające nie są, na Lanzarote mamy sporo winnic. I to nie zwyczajnych winnic. Otóż ze względu na ciągły wiatr, tradycyjna uprawa winorośli nie wchodziła w grę. Tu każdy krzaczek rośnie osobno, w specjalnym dołku lub otoczony murkiem.
Jeżeli kogoś zadziwia ten czarny kolor podłoża już tłumaczę. Otóż korzenie zasypane są żwirem wulkanicznym, który ma właściwości absorbujące oraz utrzymujące wilgoć. Najbardziej znane wino lanzaroteńskie to wyprodukowane z odmiany winogron nazywającej się Malvasia. Musze przyznać że faktycznie jest wyśmienite. Trzeba się jednak liczyć z tym że za butelkę lokalnego trunku zapłacimy minimum 8E.
Na poczatku tekstu wspomniałam o architekturze oraz Manriqe, czas rozwinąć ten wątek. Wymyślona przez Cesara Manrique, zaprojektowana przez architekta Jesusa Soto, będąca przez chwilę własnością Omara Sharifa willa Lagomar jest jedną z największych atrakcji wyspy. Dlaczego tylko przez chwilę? Ano dlatego, że lubiący karty aktor willę po prostu przegrał.
Chcąc zobaczyć historyczną architekturę wyspy nie można ominąć dwóch miejsc. Pierwsze to Teguise, dawna stolica wyspy. Najważniejszym zabytkiem jest kościół, do którego niestety nie zdążyliśmy wejść. Poniżej zdjęcia z zewnątrz oraz trochę uroczych uliczek Teguise.
Zdążyliśmy natomiast zwiedzić dwa muzea: muzeum sztuki sakralnej oraz muzeum lokalnego instrumentu o nazwie timple. To pierwsze nas nie powaliło, natomiast muzeum bałałajek (bo timple to właśnie rodzaj kanaryjskiej bałałajki) było jednym z ciekawszych jakie miałam okazje widzieć. Z Teguise jest w ogóle ciekawa sprawa, bo była to bardzo nietypowa stolica. Niestypowa ze względu na fakt, że znajdowała się w głębi wyspy a nie na wybrzeżu jak to zazwyczaj na wyspach bywa. Podobno nazwa Teguise to imię córki ostatniego, niehiszpańskiego władcy wyspy.
Drugim miejscem, którego architektura nas urzekła jest Yaiza. Yaiza to wyjątkowe miejsce- jest to jedyne miasteczko na południu wyspy, które przetrwało ostatnie (przypominam XVIII do XIX wiek) erupcje wulkaniczne. Koniecznie polecam zajrzeć do kościoła.
Mam wrażenie że tak niewiele napisałam, tymczasem właśnie kończę stronę A4. Ponieważ nie mogę na tym poprzestać, w następnym wpisie podzielę się swoimi subiektywnymi wrażeniami dlaczego warto (a warto!) spędzić urlop na Lanzarote.
Ewa