Pomysł na tydzień w Beskidzie Żywieckim.

Koniec z Beskidem Śląskim, przenosimy się teraz na wschód, w Beskid Żywiecki. Tegoroczny pierwszy tydzień urlopu zamierzamy spędzić właśnie tam. Po raz kolejny stoi przed nami wyzwanie jak najlepszego zaprezentowania tego rejonu przed szczecińską częścią naszej rodziny. Dodatkowo planujemy zobaczyć atrakcje, na które często nie było czasu lub okazji.

Beskid Żywiecki jest wyższy i rozleglejszy niż Beskid Śląski. Jest też bardziej dziki i mniej zagospodarowany. Trudno o idealną bazę wypadową, nie ma miejscowości, która znajdowałaby się niejako „w środku”. Jest natomiast kilka większych ośrodków. My zdecydowaliśmy się na Węgierską Górkę. Jest to miejscowość na granicy Beskidu Śląskiego i Żywieckiego, niemniej oferuje nam to czego oczekujemy. Dużą bazą noclegową może pochwalić się także Korbielów, głównie za sprawa dużego ośrodka narciarskiego znajdującego się na Pilsku oraz Zawoja, miejscowość leżąca u stóp Babiej Góry, królowej Beskidu Żywieckiego.

Najważniejszą częścią naszych wakacji będą oczywiście górskie wędrówki. W tej chwili mam zaplanowanych pięć tras, które w mojej opinii są najciekawsze. Myślę że zaczniemy od Rycerzowej. Jest to dość niepozorny, ale bardzo klimatyczny szczyt w zachodniej części pasma, z charakterystyczną bacówką.

rycerzowa_bz

Pod szczytem jest sporo otwartej przestrzeni, a to gwarantuje piękne widoki. Pamiętam że podczas mojego pierwszego pobytu tu w zimie 2010 widziałam stąd Tatry. Niby nic nadzwyczajnego, ale miało to miejsce w środku nocy, przy pełni księżyca. Szlaki na Rycerzową nie są bardzo wymagające, więc będzie to dobre miejsce na rozgrzewkę. Na hali przed bacówką odbywa się co roku turniej siatkówki górskiej- zawodnicy grają z plecakami turystycznymi na plecach.

Pozostajemy w tym rejonie podczas kolejnej wycieczki, celem której będzie Wielka Racza. Byłam tu tylko raz, w zimowej szacie, jestem więc ciekawa jak to miejsce prezentuje się latem. Na słowackiej stronie Wielkiej Raczy znajduje się dość znany ośrodek narciarki.

Zakładam że kolejną wycieczką będzie rejon Romanki, Rysianki i Lipowskiej. Szlaków jest tu tak wiele, że będziemy musieli chwilę poświęcić aby się na coś zdecydować. Ja oczywiście będę optować za przejściem przez halę Boraczą z najsłynniejszymi jagodziankami w rejonie.

rysianka_bz

Beskid Żywiecki jest uboższy jeśli chodzi o zorganizowane atrakcje. Szczęśliwie nie znajdziemy tu nic na miarę Leśnego Parku niespodzianek w Ustroniu. Myślę jednak, że przynajmniej jeden dzień przeznaczymy na niegórskie atrakcje. Mam tu na myśli Żywiec z pałacem Habsburgów oraz browarem i forty w Węgierskiej Górce. Są to atrakcje, na które nigdy nie było czasu lub okazji, więc to powinien być dobry moment.

Czas na Babią Górę, czyli wspomnianą już królową Beskidu Żywieckiego. Ten szczyt koniecznie trzeba zdobyć idąc Percią Akademików, czyli żółtym szlakiem od schroniska w Markowych Szczawinach. Może to być wyzwanie, zważywszy że najmłodsza uczestniczka będzie mieć niecałe 8 miesięcy, ale zakładam że jak najbardziej osiągalne. Tu muszę przyznać, że choć Perć Akademików to najciekawsze i najbardziej znane podejście, to mnie osobiście rozczarowało. Dwie klamry i kawałek łańcucha na niewielkiej ilości skałek. No i mam nadzieję zobaczyć wreszcie jakieś widoki, gdyż na Babiej Górze widywałam głównie mgły:

babia_bz

Ostatnim zaplanowanym punktem jest oczywiście Pilsko. Jest to jeden ze szczytów, który oferuje najpiękniejsze widoki na Tatry:

pilsko_bz

Zakładam również że będziemy już trochę zmęczeni (chodzenie z niemowlakiem męczy bardziej niż bez), a w przypadku Pilska można pokonać odcinek drogi kolejką krzesełkową.

Tyle założeń, zobaczymy jak pójdzie z realizacją. Beskid Żywiecki jest w tym roku rozgrzewką przed Tatrami, kolejny tydzień planujemy w miejscowości Nowa Leśna u podnóża słowackich Tatr Wysokich. Ale to już zupełnie inny temat.

Jesień

Nie wiem dlaczego, ale zazwyczaj pierwszy powiew jesieni czuję już na początku sierpnia, gdy wychodząc rano do pracy czuję lekki chłodek Nie jest już tak upalnie jak w lipcu a i dzień jakby trochę krótszy. W tym roku wyglądało to trochę inaczej- po pierwsze nie chodziłam do pracy, a po drugie tegoroczny sierpień był niesamowicie upalny. O nadejściu jesieni pomyślałam w tym roku dość późno, gdy okazało się że muszę uzupełnić garderobę. Chwilę później dotarło da nas pierwsze jesienne przeziębienie, z którego ja już wyszłam, Stasiek powoli też wychodzi a Radek walczy żeby nie rozłożyć się do reszty. Siłą rzeczy nie jest to dla naszej rodziny jakiś szczególnie obfity w wyjazdy czas. A szkoda, bo jesień to chyba najbardziej malownicza pora roku a góry są najlepszym miejscem aby ten urok zobaczyć i docenić. Dlatego dziś chciałabym pokazać kilka widoków jakie zdarzyło mi się podziwiać w jesiennych górach.

Tatry.

Zaczynamy z grubej rury, czyli od najwyższych polskich gór. Ale nie będziemy wspinać się zbyt wysoko, zatrzymamy się przy schronisku na Hali Kondratowej. To najbardziej kameralne schronisko w polskich Tatrach. Mijane przez każdego, kto za cel obrał Giewont i wystartował z Kuźnic. Na zdjęciu oprócz schroniska widoczna Kopa Kondracka.

kondratowa1

Beskid Żywiecki.

Nie wiem z czego to wynika, ale jest to najczęściej wybierane przez nas pasmo jesienną porą. Czasem jest to taka udawana jesień jak w tym wpisie o wyjeździe na Pilsko, ale czasem jest to klasyczna (czytaj piękna, ale chłodna) jesień, najlepiej z widokiem na Jałowiec:

jaowiec1

Beskid Śląski.

Coś z gór mi najbliższych, rzec by można z własnego podwórka. Pętelka z Brennej przez Kotarz. Miejsce mało znane, na szlaku spotykaliśmy jedynie pojedyncze osoby. I widok- jesienne Skrzyczne:

kotarz4

Beskid Mały.

Jeden z najprzyjemniej wspominanych przeze mnie wyjazdów- jesienny Leskowiec. Pamiętam że pogoda była piękna, ale chłodna. Schodziłam opatulona w czapce i szaliku. A był to ledwo początek października. Widok tym razem nie na góry, a na piękny las oraz przydrożny (chyba raczej przyszlakowy;)) krzyż:

leskowiec9

Szukając materiałów do tego wpisu zorientowałam się, że jesień jest dla nas trochę martwym sezonem- najmniej naszych górskich wypraw przypada właśnie na ten okres. Po części dlatego że po lecie nie odczuwamy niedosytu wyjazdów, a po części dlatego że często właśnie w miesiącach jesiennych decydowaliśmy się na dłuższy urlop. Wtedy jednak wybieraliśmy zdecydowanie cieplejsze miejsca niż nasze polskie góry. W tym roku żadnego dłuższego urlopu już nie planujemy, wrzesień uciekł nie wiem kiedy, a my wciąż nie zdążyliśmy się ruszyć. Może więc czas to zmienić?

Ewa

Góry dla każdego czyli Hala Boracza

Gdybym miała podsumować nasze ostatnie wyjazdy w góry, to określiłabym je jako zbiór tras do przejścia z dziecięcym wózkiem.

wzek

Zaczęliśmy od Soszowa, potem Szyndzielnia i Klimczok, Przysłop a ostatnio Hala Boracza. Tym sposobem zostawiamy za sobą Beskid Śląski i przenosimy się w Beskid Żywiecki.

Beskid Żywiecki jest wyższy, rozleglejszy i mniej zagospodarowany od Beskidu Śląskiego. Do niedawna jego największą wadą był dojazd. Droga łącząca Bielsko z Żywcem to prawdziwy koszmar. Była to zresztą przyczyna naszej niechęci do tego pasma górskiego- ze wszystkich gór położonych w promieniu 120 km od Zabrza to właśnie w Beskidzie Żywieckim bywaliśmy najrzadziej. Dlatego gdy w zeszłym tygodniu Radek usłyszał że otwarto nową drogę ekspresową łączącą Bielsko z Żywcem decyzja nie mogła być inna. Beskid Żywiecki, a konkretnie Hala Boracza. O tym drugim wyborze zadecydował Staś, gdyż asfalt z Żabnicy prowadzi prawie pod samo schronisko. To niestety potrafi być również przekleństwem. Pomimo zakazu ruchu (nie obejmującego mieszkańców) samochodów było sporo. W większości byli to „turyści”. Podjeżdżali pod schronisko, wypijali piwo, czasem zjadali słynną jagodziankę (bo schronisko na Hali Boraczej z jagodzianek słynie) następnie wsiadali do samochodu i zjeżdżali w dół. Na zasłużony odpoczynek, bo przecież cały dzień byli w górach. To nie jest tak, że mam coś przeciwko podjeżdżaniu najdalej jak się da. Sami również podjeżdżamy jak najbliżej można. Ale nie wjeżdżamy tam gdzie nie można. A tam wyraźnie ustawiony jest znak zakazujący wjazdu. Wracając jednak do naszej wycieczki- jak na trasę prowadzącą asfaltem przystało, nie jest droga na Boraczą zbyt ciekawa. Ciekawie zaczyna być, gdy dochodzimy na pewną wysokość i zaczynają się widoki:

widok

Szczególnie ładnie widać pasmo Romanki, Rysianki i Lipowskiej. Widoczność nie była niestety oszałamiająca gdyż od samego rana w powietrzu wisiała burza. Zdążyliśmy jednak zrobić kilka zdjęć, odpocząć przed schroniskiem, a Staś nacieszył się widokiem innych dzieci i psów. Bo małe istoty jak dzieci i zwierzęta są ostatnio jego ulubionymi widokami.

hala_boracza

Zejście tą samą asfaltową trasą przebiegło nam w ekspresowym tempie dyktowanym przez zmieniającą się pogodę, czyli nadciągające chmury. Mieliśmy jednak masę szczęścia, bo pierwsze krople spadły w momencie gdy wsiedliśmy do samochodu. Trochę to pokrzyżowało nasze dalsze plany, gdyż w drodze powrotnej chcieliśmy zatrzymać się przy bunkrach w Węgierskiej Górce. Niemniej jednak nic straconego. Nowa, wspaniała droga z pewnością sprawi, że będziemy się w tych rejonach pokazywać znacznie częściej niż do tej pory.

Ewa

Zimowa łaskawość Królowej Beskidów.

Śniegu w tym roku jak na lekarstwo, na nartach jeździć się nie da. Stąd pomysł zimowego wejścia na Babią Górę.

Z Korbielowa do schroniska „Slana voda” można dojechać samochodem. „Hviezdoslavovą aleją”, która jest pięknym rezerwatem świerka dochodzimy do niewielkiego muzeum biograficznego Milo Urbana.

 

Teraz dopiero zaczynamy pokonywać wysokość. W tym rejonie trzeba też bardziej uważać na szlak – jest dużo dróg w różnych kierunkach a oznaczeń mało. Jak się później okazało, do pierwszego schronu, to był najbardziej stromy odcinek drogi. W schronie przywitała nas tutejszym alkoholem spora grupa Słowaków.

Po krótkim odpoczynku idziemy dalej. Teren jest coraz bardziej widokowy na Tatry i nie tylko.

 

Przy kolejnej wiacie odchodzi szlak na Przeł. Lodową, jest też źródło, a na upartego wiata nadaje się do spania.

 

Trawersem dochodzącym do polskiej granicy, wchodzimy w chmurę. Jak by mogło być inaczej – Babia Góra musi być w chmurze.

Krótki odpoczynek przy ostatnim zasypanym śniegiem schronie i atakujemy szczyt w niesamowicie silnym wietrze. Na szczycie błyskawiczne zdjęcie we mgle i powrót.

 

Babie Góra okazała nam swoją łaskawość, dała nam też do zrozumienia, że musimy to docenić.

 

Radek

Najciekawsze momenty 2013 roku w podróży

Koniec roku sprzyja podsumowaniom stąd pomysł na dzisiejszy wpis. 10 miejsc w których byłam w tym roku i które zapadły mi w pamięć trochę bardziej. Kolejność chronologiczna.

Marzec- Wisła Cieńków narty.

Moje pierwsze szusowanie na Cieńkowie. Udane, dzięki wspaniałej pogodzie- przyjemne chmurki na niebie połączone z lekkim mrozem (było minus 7 stopni). W ogóle Cieńków jest miejscem, z którego mam jedynie dobre wspomnienia. Rok wcześniej (lato 2012) podczas pokonywania trasy Wisła Głębce- Cieńków- Barania Góra- Przysłop znaleźliśmy tam miejsce, w którym rosły przepyszne jeżyny.

Kwiecień- zima zła czyli Wisła Nowa Osada- narty.

Tydzień po Wielkanocy pojechaliśmy na narty. Pomysł wziął się z faktu, że nigdy jeszcze nie byłam na nartach w kwietniu. Jak wiadomo w 2013 roku aura była wyjątkowo łaskawa (dla narciarzy ma się rozumieć) co pozwoliło nam szusować dłużej niż zwykle. Nową Osadę wybrałam z sentymentu. Kiedyś bywałam tam często (a było to w czasach gdy o czteroosobowej kanapie nikt tam nie słyszał) i chciałam zobaczyć jak się zmieniło.

Maj- Jego Wysokość Śnieżnik.

Majestatyczna Góra, będąca wspaniałą odmianą w trakcie naszego pobytu w Górach Stołowych. Zastanawiałam się, jakie inne góry mają podobny urok co Śnieżnik. Powiedziałabym że to coś jak Babia w Beskidach albo Turbacz w Gorcach.

Maj- -10 w Rio (a tak naprawdę to +5 na Przysłopie).

Barania Góra dla morsów. W Muzeum Turystyki Górskiej na Przysłopie, gdzie przyszło nam spędzić weekend dyżurując dzielnie (a w zasadzie wspierać w tej szlachetnej postawie szwagra) było 5 stopni. Z tego miejsca pragnę serdecznie podziękować Ekipie ze Schroniska na Przysłopie za to że nie pozwolili nam zamarznąć. Na zdjęciu wieża widokowa na szczycie Baraniej- pierwszy raz w życiu byliśmy tam sami.

Czerwiec- Beskid Wyspowy czyli zielono mi.

Najbardziej zielone góry w Polsce. Pamiętam że bardzo ciężko było nam znaleźć nocleg- kwater jest niewiele a dodatkowo (jako że byliśmy w długi weekend- Boże Ciało) chętnych więcej niż zwykle. Z łazienki doku w którym mieszkaliśmy był fantastyczny widok na Śnieżnicę. To było dla mnie całkowicie nowe doświadczenie- nie chciało mi się wychodzić spod prysznica z powodu pięknych widoków.

Czerwiec- Dolina Rohacka, Salatin.

Dolina Rohacka jest moim ulubionym miejscem w Tatrach Słowackich. W tym roku zrobiliśmy tu dwie trasy. Pierwsza obejmowała grań począwszy od Brestowej, poprzez Salatin aż do Przełęczy Banikowskiej, druga była bardziej rekreacyjna- obejmowała Rohackie Plesa wraz z Rohackim wodospadem (na zdjęciu).

Lipiec- Alpy i bliskie spotkania 3 stopnia.

Mój pierwszy w życiu czterotysięcznik przyćmiony został przez zdarzenie, które miało miejsce w czasie krótkiego trekkingu dzień wcześniej- spotkanie ogromnego stada koziorożców alpejskich, które w dodatku ustalały właśnie hierarchię w stadzie oraz przesympatycznej rodziny świstaków, która absolutnie nic sobie nie robiła z naszej obecności.

Sierpień- nie Chałupy a Dębki.

Bezapelacyjnie najpiękniejsza plaża w Polsce. Szeroka, z jasnym pięknym piaskiem. W ładną pogodę zatłoczona, co na szczęście nad Bałtykiem nie zdarza się zbyt często.

Wrzesień- Jałowiec czyli na grzyby.

Nie chodzę na grzyby- nie znam się na tym i nie mam cierpliwości. Ale chodzę po górach, co czasem potrafi przerodzić się w wyprawę na grzyby. Z Jałowca przywiozłam 4 kg podgrzybków. I litr borówki czerwonej.

Listopad- Tatry, na całej połaci śnieg.

Naszą coroczną tradycją jest spędzanie długiego weekendu listopadowego w Tatrach. Nie inaczej było i w tym roku. Jako bazę obraliśmy Morskie Oko, jako cel Rysy. Udało się nam zdobyć tylko bazę, ale zamiast Rysów zrobiliśmy wspaniąłą trasę przez Świstówkę Roztocką do Pięciu Stawów i z powrotem przez Szpiglasową. Dodatkowo nocne opady śniegu zafundowały nam niemal bajkową scenerię.

Może następnym tematem będzie 10 miejsc w które chcę pojechać w przyszłym roku?

Ewa

Babie lato na Pilsku

Grzechem byłoby nie skorzystać z jak pięknej jesieni jaką mieliśmy w tym roku. Zeszłej niedzieli za cel obraliśmy Pilsko. O godzinie 9 rano zaparkowaliśmy w centrum Korbielowa i jakież było nasze zdziwienie, kiedy zobaczyliśmy ile osób wpadło na ten sam pomysł!

Jako drogę wejściową do schroniska na Hali Miziowej obraliśmy szlak żółty- chyba najprzyjemniejszy ze szlaków. O tej porze roku całą drogę pokonaliśmy dywanem z liści:

Ilość ludzi w schronisku zaskoczyła nas jeszcze mocniej niż zatłoczony parking. Sporą grupę stanowili amatorzy dogtrekkingu oraz ich czworonożni towarzysze.

Nie wiem czy to przypadek, czy ma to jakieś meteorologiczne wyjaśnienie ale najpiękniejsze widoki w górach zdarza mi się mieć jesienią. Nie chodzi jedynie o barwy natury, ale o wspaniałą przejrzystość powietrza. Widok, jaki roztaczał się ze szczytu Pilska był z pewnością jednym z najpiękniejszych jakie zdarzyło mi się widzieć. Cała panorama Tatr: od lewej Tatry Bielskie z Hawraniem, poprzez Tatry Wysokie (bardzo dobrze widoczny Gerlach), charakterystyczny Krywań, aż po Tatry Zachodnie:

Wielki Chocz i towarzyszące mu Choczskie Wierchy, w tle Tatry Niżne:

Mała Fatra wraz z Wielkim Rozsutcem i Krywaniem Fatrzańskim:

Wreszcie nasze rodzime tereny- z Babią Górą na pierwszym planie:

Spędziliśmy na szczycie dłuższą chwilę jedząc drugie śniadanie i wylegując się w słońcu. Spoglądając wstecz, nie przypominam sobie tak pięknej aury pod koniec października.

Na dłuższy postój pozwoliliśmy sobie również w schronisku. Tak naprawdę to pierwszy raz w życiu miałam okazję posiedzieć tam dłużej. Jest to jedno z nowszych schronisk w naszych górach. Pamiętam że początkowo na pierwszym piętrze znajdowała się restauracja. Pomysł całe szczęście upadł i dzisiaj można się tam czuć całkowicie swobodnie, choć pewnie trochę czasu upłynie zanim miejsce to zyska prawdziwie górski klimat.

Ze schroniska ruszyliśmy grzbietem w stronę Sopotni Wielkiej. Był to bardzo dobry pomysł, gdyż na całej trasie spotkaliśmy jedynie dwie niewielkie grupy turystów. Na przełęczy Przysłopy odbiliśmy niebieskim szlakiem w dół, z powrotem do Korbielowa.

Z pięknej pogody korzystali nie tylko wycieczkowicze. Na zdjęciu poniżej stado owiec i kóz (zaganianych przez dwa psy), które również spędzały czas na świeżym powietrzu (choć turystyką bym tego nie nazwała;)).

Teraz pozostaje nam trzymać kciuki, aby piękna jesienna pogoda utrzymała się jak najdłużej- przed nami perspektywa kilku dni w Tatrach, a tam już niestety aura o tej porze roku może nie być taka łaskawa.

Ewa