Ostatnią część mojego przewodnika chciałabym poświęcić Bielsku oraz jego okolicom. I od spaceru po Bielsku zaczniemy. Niegdyś nazywane małym Wiedniem, z pewnością jest miejscem godnym uwagi. Stare miasto z Zamkiem Książąt Sułkowskich:
Reksio rządzi;)
Ciekawymi budynkami są również dworzec kolejowy (niestety nie mam zdjęcia) i teatr:
Kolejne miejsce jest jednym z moich ulubionych- Błatnia. Błatnia jest niewysokim szczytem (niewiele ponad 900m.n.p.m.) a jej zaletą jest położenie- jest jakby pierwszym szczytem Beskidu Śląskiego. Wyznakowanych przez PTTK szlaków prowadzących na szczyt jest 5, do tego dochodzą szlaki lokalne np. harcerski. Wszystkie polecam, ale gdybym miała wybrać tylko jeden wariant, to zdecydowałabym się na opcję z zaporą w Wapienicy. Przy zaporze jest bardzo ciekawa knajpa- polecam choćby zajrzeć, aby zobaczyć wystrój. Nie jest to górski klimat, ale nic więcej nie zdradzę. Miłe odczucia budzi we mnie schronisko na Błatniej. Zawsze jest czysto i mają piękne kwiaty. I letni bufet:
Nie sposób nie wspomnieć o Szyndzielni i Klimczoku. Na Szyndzielnię prowadzi jedyna w Beskidzie Śląskim kolej gondolowa, jest to więc szczyt dostępny dla każdego. Z kolei spacer z Szyndzielni na Klimczok zajmuje 25 minut. Jeżeli doliczyć do tego fakt, że dolna stacja kolejki znajduje się w Bielsku- Białej, mieście liczącym ponad 170000 mieszkańców, to oba szczyty możemy określić mianem najłatwiej dostępnych w Beskidzie Śląskim.
Z Klimczoka możemy zejść do Szczyrku- dawnej narciarskiej stolicy Polski. Czemu dawnej? Otóż pewnej zimy mieszkańcy Szczyrku postanowili zagrodzić większość tras narciarskich w kompleksie Czyrna- Solisko tak, by uniemożliwić szusowanie. A było co uniemożliwiać- ferie miały jednocześnie województwa Śląskie i Mazowieckie. To był jeden z moich ostatnich pobytów na nartach w Szczyrku. Narciarze przenieśli się w miejsca gdzie zwyczaju grodzenia tras nie ma. Ponieważ piszę ten tekst z myślą o tych, którzy w Beskidzie Śląskim nie byli, to zachęcam do odwiedzenia Szczyrku. Jest to prawdziwy narciarski skansen, o niskim standardzie tras, wyciągów i podejścia do turysty.
Co się zaś tyczy przyjemnego szusowania, polecam Brenną. Jest to malutki ośrodek, posiadający jedynie orczyki. Jest jednak ładnie utrzymany i tańszy niż Szczyrk.
Dla mnie ma tę dodatkową zaletę, że jest najbliżej mojego miejsca zamieszkania i dojazd jest stosunkowo łatwy. Brenną polecam również na wypady letnie. Nie jest to wieś przelotowa, więc ruch samochodowy jest mniejszy niż w Ustroniu czy Wiśle, a jak wiadomo nie ma nic bardziej nieprzyjemnego na urlopie niż hałas samochodów- tego większość z nas ma pod dostatkiem na co dzień.
I ostatnia rzecz, o której chciałam napisać- przedgórze. Wyróżnić tu chciałam miejscowość Strumień ze swoją słynną, żywą szopką (tak, tam w żłóbku leży nasz Stasiek):
A także zabytkowy kościół św. Wawrzyńca w Bielowicku:
Na tych terenach istnieje pewien lokalny zwyczaj. Z nadejściem miesiąca maj każda wieś robi kukłę zwaną Majem, którą następnie ustawia się w centralnym punkcie wsi. Cała zabawa polega na tym, aby zgromadzić jak najwięcej kukieł z sąsiednich wsi, jednocześnie nie dając ukraść swojej kukły. Jako że maj się zbliża, kończąc ten tekst pozostaje mi życzyć, dobrej zabawy.
Ewa