Małe Karpaty, Devin i Bratysława.

Oboje z Radkiem jesteśmy oczarowani Bratysławą. Z jednej strony ma w sobie klimat atrakcyjnego turystycznie starego miasta, z drugiej nie jest przeładowana ruchem turystycznym jak np. Wiedeń. Planując wakacje w Małych Karpatach nie mogliśmy nie uwzględnić spędzenia czasu w Bratsławie. Moim marzeniem był rejs Dunajem i właśnie to marzenie udało nam się zrealizować.

Ofertę rejsów z Bratysławy po Dunaju można znaleźć tu. Najciekawszy jest oczywiście Wiedeń lub Budapeszt, ale są to wycieczki długie i wymagające. Zdecydowaliśmy się na rejs do ruin zamku Devin. Sam rejs trwał ok. 1,5h. Początkowo żegnamy się z Bratysławą mijając Zamek oraz liczne botele (hotele znajdujące się na wycieczkowych statkach zacumowanych wzdłuż nabrzeża), by za chwile podziwiać naddunajską przyrodę.

rejs_Devin

Byliśmy bardzo zaskoczeni tym, jak wiele osób kąpie się w Dunaju. To duża rzeka, przepływająca m.in. przez Regensburg oraz Wiedeń, a mimo to zachęca do kąpieli. Nam Polakom niezmiennie duża rzeka kojarzyć się będzie z czystością Odry lub Wisły, więc widok kąpiących się Słowaków i Austriaków oraz całych rodzin wypoczywających na piaszczystych nabrzeżach zaskakiwał.

Z przystani na zamek Devin jest ok. 1 km. Same ruiny nie są zbyt ciekawe, ale są przepięknie położone- w miejscu, gdzie Morawa wpada do Dunaju. Dunaj jest przepiękny, błękitny. Widać to na poniższym zdjęciu: wody Morawy łączą się z modrymi wodami Dunaju.

16._Ujcie_Morawy_do_Dunaju

Devin to wyjątkowe miejsce dla Słowaków. Zamek przez lata był ważnym punktem na szlaku handlowym do Budapesztu. Kluczowe było jego położenie: na wysokiej skale, u zbiegu dwóch rzek. Nie mniej ważnym punktem to miejsce było w okresie powojennym. To właśnie tutaj, przez wody Morawy prowadziła najkrótsza droga ucieczki na Zachód. Wielu próbowało, tych którym się nie udało upamiętnia postawiony tu pomnik. Muszę przyznać że pomimo swojej prostoty jest on niesamowicie wymowny.

P8215306

Wróćmy jednak na zamek. Zwiedzanie go kosztuje 5Eur/os. i nie można płacić kartą. Z tego powodu poznaliśmy tu dwójkę Polaków, którym wymieniliśmy złotówki na euro umożliwiając zwiedzenie ruin. Nie chcę powiedzieć że byliśmy tym zamkiem rozczarowani, choć to chyba najbardziej odpowiednie słowo. Może więc opiszę przebieg wydarzeń. Trafiamy do jednej z największych atrakcji turystycznych regionu i co zastajemy? Piękne wzgórze, jedna wieżyczkę (niedostępną- ładnie widoczną z dołu) oraz wybrukowane alejki, metalowe schody i kilka współcześnie odbudowanych pomieszczeń z wystawami. I to wszystko 5 Euro za osobę. W zamku absolutnie nie ma nic ciekawego poza przepięknymi widokami. To jednak zasługa płożenia a nie zabytkowej budowli, której powiedzmy sobie szczerze tu nie ma. Odbyliśmy przyjemny spacer i wrócili na statek powrotny do Bartysławy.

Devin

Po powrocie do Bratysławy wybraliśmy się na obiad i spacer po starym mieście. Tu chciałabym zwrócić uwagę, na różnicę pomiędzy znaną nam Polakom północną Słowacją (kraj żyliński), a rejonem południowo- zachodnim (kraje bratysławski i trnawski). Otóż są to widocznie zamożniejsze rejony: widać to po domach, sklepach, samochodach, ale także po podejściu do turystyki. Za posiłek w restauracji dla naszej trójki płaciliśmy rząd 30 Eur- czyli podobnie jak na Wyspach Kanaryjskich, choć taniej niż w Chorwacji. Na północy Słowacji (nie licząc doliny Demianowskiej w szczycie sezonu) jest to połowa tej kwoty. A i menu jest inne. Można co prawda zamówić bryndzowe haluszki (za 7, nie za 3E), ale znacznie mocniej widać wpływy austriackie. Ja najczęściej jadłam sznycel po wiedeńsku i niemiecką sałatkę ziemniaczaną. Chociaż tutaj był to sznycel słowacki, ze słowacką sałatką ziemniaczaną. Kolejną rzeczą, która zaskakuje to kompletny brak turystów z Polski. Są Austriacy i Czesi, Węgrzy oraz Niemcy. A Polaków nie ma. Przed każdą atrakcją turystyczną wypatrywałam polskich rejestracji, a tu nic. Zresztą nasz gospodarz potwierdził, że Polacy są rzadkością.

Nie zaskoczyło nas centrum Bratysławy, mieliśmy okazję dość dobrze zwiedzić je rok temu. Z nowych atrakcji wybraliśmy się zobaczyć niebieski kościół świętej Elżbiety.

ksciol_sw_Elzbiety

Nie jest to wiekowa świątynia, ale przykuwa uwagę oryginalnością.

Do Bratysławy ze Smolenic przyjechaliśmy autostradą, więc w drogę powrotną postanowiliśmy się wybrać lokalną trasą, polecaną nam przez naszego gospodarza. Wiedzie ona przez miejscowości Małokarpackiego Szlaku Winnego takie jak Pezinok czy Modra. Spodziewaliśmy się krajobrazu jak z pocztówek: skąpane w słońcu winnice, a w tle niewielkie wzniesienia Małych Karpart. Śliczne domki i niewielkie lokalne sklepy. Otóż nic z tego. Pezinok i Modra to przedmieścia Bratysławy, których widok odrzucał, no chyba że ktoś lubi podziwiać blokowiska. Przewodnik, który posiadamy utrzymuje co prawda że obie miejscowości mają jakieś przyjemne, stare i niewielkie ryneczki, nam jednak ani w głowie było ich szukać. Jak najszybciej chcieliśmy wrócić do Smolenic, do widoku zielonych wzgórz i znajdującego się na jednym z nich zamku. Na koniec moja rada dla wszystkich wybierających się w ten region. Jeżeli nie chcecie wypoczywać w mieście, szukajcie noclegów na północ od miejscowości Dubova. Inaczej można się znaleźć w pobliżu bratysławskiego odpowiednika osiedla Tysiąclecia, a to chyba nie jest najlepsza wakacyjna perspektywa.

Ewa