Spędziliśmy na Lanzarote tylko tydzień, a ja wciąż mam wrażenie że pomimo dwóch tekstów nie udało mi się przedstawić nawet ułamka piękna wyspy. Dziś chciałbym skupić się na miejscowości w której byliśmy, a także opisać kilka aspektów organizacyjnych.
Więc na Lanzarote są trzy najbardziej znane miejscowości wypoczynkowe: Costa Teguise, Puerto del Carmen oraz Playa Blanka. Wszystkie znajdują się na wschodniej bądź południowej części wypy. Wschodnia część wyspy to w dużej mierze Park Narodowy Timanfaya i jedna miejscowość turystyczna, ale bardziej dla koneserów niż masowego turysty. Chodzi mi o słynącą ze świetnych warunków do surfowania Playa de Famara. Polecam zobaczyc to miejsce także osobom nie będącym amatorami surfingu ze względu na piękne plaże oraz schodzące wprost do oceanu skalne zbocza:
Wracając jednak do mojego urlopu zdecydowaliśmy się na rejon miejscowości Playa Blanka leżącej na południu wyspy. I był to strzał w dziesiątkę, gdyż rejon ten wydaje mi się mniej zatłoczony niż wspomniane wyżej Costa Teguise oraz Puerto del Carmen. Dodatkowo z tego miejsca najbliżej na sąsiednią Fuertaventurę, więc przy odpowiedniej organizacji można zobaczyć obie wyspy, na co my się nie zdecydowaliśmy. Szukając hotelu zwracaliśmy uwagę, aby był to obiekt z daleka od centrum miasta, ale umożliwijący zagospodarowanie czasu wolnego. Bo w końcu urlop to przecież czas wolny. Jedną z wycieczek, którą odbyliśmy bezpośrednio z hotelu była opisana w pierwszym tekście wyprawa na wulkan Mt. Roja. Dla osób które jednak nie przyjechały na Lanzarote szukać prawie górskich wrażeń, polecam spacer brzegiem oceanu do centrum miejscowości Playa Blanka. Wzdłuż wybrzeża biegnie deptak, który umożliwia przemieszczanie się nawet osobom niepełnosprawnym czy rodzicom z wózkiem. Cała trasa to kilka dobrych kilometrów, w czasie których możemy podziwiać widoki na ocean i wspomnianą już Fuertaventurę.
Domyślam się, że gdybyśmy byli tu w lipcu ruch osobowy byłby zupełnie inny. W marciu spotkać można było głównie niemieckich emerytów i trochę ludzi takich jak my- z małymi dziećmi. Dla kogoś szukającego na urlopie przede wszystkim ciszy i spokoju warunki idealne.
Dla chcących zwiedzać wyspę polecam wynajem samochodu. Do tej pory nigdy nie decydowaliśmy się na taki krok, ale tutaj to naprawdę ma sens. Drogi są bardzo dobre, ruch niewielki (90% to turyści w wypożyczonych autach), problemów z parkowaniem nie ma.
Co do pamiątek oraz zakupów jakie warto tu zrobić, to oczywiście polecam wino, które najlepiej kupić bezpośrednio w winnicy. Na lotnisku w wolnocłówce było dwukrotnie droższe. Dla Lanzarote charakterystyczne są kosmetyki z aloesu oraz biżuteria z oliwinem. W obu przypadkach trzeba wiedzieć gdzie kupić oryginalne produkty bo jak w każdym turystycznym miejscu łatwo trafić na coś co udaje lokalny specjał, a w rzeczywistości jest tanią chińszczyzną.
Jeśli chodzi o kanaryjskie menu, to najbardziej polecam ryby. Nie jestem miłośnikiem ryb a tu mi smakowały. Pyszne są również banany będące największym towarem eksportowym Wysp Kanaryjskich. Ciekawy jest także kanaryjski miód pitny produkowany z rumu oraz melasy z palny daktylowej.
Trudno powiedzieć abym kiedykolwiek źle wspominała urlop, niemniej ten spędzony na Lanzarote z pewnością będę wspominać lepiej niż inne. W ostatnim czasie wybór wakacyjnych kierunków nieco się skurczył- nie zdecydowałabym się teraz ani na Egipt, ani nawet na Grecję. Odpada również Chorwacja, na którą rok temu miałam ogromną ochotę. Dlatego jestem pewna że na Wyspy Kanaryjskie wrócimy. Jeżeli nie w tym roku, to może w przyszłym? Ze spokojnym sumieniem mogę polecić Wyspy Kanaryjskie każdemu. To jest miejsce, w którym się odpoczywa.
Ewa