Koniec roku sprzyja podsumowaniom stąd pomysł na dzisiejszy wpis. 10 miejsc w których byłam w tym roku i które zapadły mi w pamięć trochę bardziej. Kolejność chronologiczna.
Marzec- Wisła Cieńków narty.
Moje pierwsze szusowanie na Cieńkowie. Udane, dzięki wspaniałej pogodzie- przyjemne chmurki na niebie połączone z lekkim mrozem (było minus 7 stopni). W ogóle Cieńków jest miejscem, z którego mam jedynie dobre wspomnienia. Rok wcześniej (lato 2012) podczas pokonywania trasy Wisła Głębce- Cieńków- Barania Góra- Przysłop znaleźliśmy tam miejsce, w którym rosły przepyszne jeżyny.
Kwiecień- zima zła czyli Wisła Nowa Osada- narty.
Tydzień po Wielkanocy pojechaliśmy na narty. Pomysł wziął się z faktu, że nigdy jeszcze nie byłam na nartach w kwietniu. Jak wiadomo w 2013 roku aura była wyjątkowo łaskawa (dla narciarzy ma się rozumieć) co pozwoliło nam szusować dłużej niż zwykle. Nową Osadę wybrałam z sentymentu. Kiedyś bywałam tam często (a było to w czasach gdy o czteroosobowej kanapie nikt tam nie słyszał) i chciałam zobaczyć jak się zmieniło.
Maj- Jego Wysokość Śnieżnik.
Majestatyczna Góra, będąca wspaniałą odmianą w trakcie naszego pobytu w Górach Stołowych. Zastanawiałam się, jakie inne góry mają podobny urok co Śnieżnik. Powiedziałabym że to coś jak Babia w Beskidach albo Turbacz w Gorcach.
Maj- -10 w Rio (a tak naprawdę to +5 na Przysłopie).
Barania Góra dla morsów. W Muzeum Turystyki Górskiej na Przysłopie, gdzie przyszło nam spędzić weekend dyżurując dzielnie (a w zasadzie wspierać w tej szlachetnej postawie szwagra) było 5 stopni. Z tego miejsca pragnę serdecznie podziękować Ekipie ze Schroniska na Przysłopie za to że nie pozwolili nam zamarznąć. Na zdjęciu wieża widokowa na szczycie Baraniej- pierwszy raz w życiu byliśmy tam sami.
Czerwiec- Beskid Wyspowy czyli zielono mi.
Najbardziej zielone góry w Polsce. Pamiętam że bardzo ciężko było nam znaleźć nocleg- kwater jest niewiele a dodatkowo (jako że byliśmy w długi weekend- Boże Ciało) chętnych więcej niż zwykle. Z łazienki doku w którym mieszkaliśmy był fantastyczny widok na Śnieżnicę. To było dla mnie całkowicie nowe doświadczenie- nie chciało mi się wychodzić spod prysznica z powodu pięknych widoków.
Czerwiec- Dolina Rohacka, Salatin.
Dolina Rohacka jest moim ulubionym miejscem w Tatrach Słowackich. W tym roku zrobiliśmy tu dwie trasy. Pierwsza obejmowała grań począwszy od Brestowej, poprzez Salatin aż do Przełęczy Banikowskiej, druga była bardziej rekreacyjna- obejmowała Rohackie Plesa wraz z Rohackim wodospadem (na zdjęciu).
Lipiec- Alpy i bliskie spotkania 3 stopnia.
Mój pierwszy w życiu czterotysięcznik przyćmiony został przez zdarzenie, które miało miejsce w czasie krótkiego trekkingu dzień wcześniej- spotkanie ogromnego stada koziorożców alpejskich, które w dodatku ustalały właśnie hierarchię w stadzie oraz przesympatycznej rodziny świstaków, która absolutnie nic sobie nie robiła z naszej obecności.
Sierpień- nie Chałupy a Dębki.
Bezapelacyjnie najpiękniejsza plaża w Polsce. Szeroka, z jasnym pięknym piaskiem. W ładną pogodę zatłoczona, co na szczęście nad Bałtykiem nie zdarza się zbyt często.
Wrzesień- Jałowiec czyli na grzyby.
Nie chodzę na grzyby- nie znam się na tym i nie mam cierpliwości. Ale chodzę po górach, co czasem potrafi przerodzić się w wyprawę na grzyby. Z Jałowca przywiozłam 4 kg podgrzybków. I litr borówki czerwonej.
Listopad- Tatry, na całej połaci śnieg.
Naszą coroczną tradycją jest spędzanie długiego weekendu listopadowego w Tatrach. Nie inaczej było i w tym roku. Jako bazę obraliśmy Morskie Oko, jako cel Rysy. Udało się nam zdobyć tylko bazę, ale zamiast Rysów zrobiliśmy wspaniąłą trasę przez Świstówkę Roztocką do Pięciu Stawów i z powrotem przez Szpiglasową. Dodatkowo nocne opady śniegu zafundowały nam niemal bajkową scenerię.
Może następnym tematem będzie 10 miejsc w które chcę pojechać w przyszłym roku?
Ewa